niedziela, 22 października 2017

Nara, ponownie Kobe i Osaka

Dzisiejsze pierwsze słowo tytulowe nie znaczy, że żegnamy się. Nara to miasto położone 35 km od Kyoto. Dojechaliśmy tam lokalnym YR Nara Line, wersją Rapid czyli szybszą. Nara to przede wszystkim duża liczba świątyń buddyjskich i szintoistycznych. Pogoda była dzisiaj podobna do wczorajszej, z odrobinę większymi opadami. Na to już zupełnie nie mamy wpływu, przesuwający się z kierunku Tajwanu na północ tajfun obejmuje częściowo wschodnie wybrzeże Japonii, stąd te opady. Mapy pokazują, że jutro będzie już bardziej na północy a my wybieramy się w długą, ponad 600 kilometrową podróż na południe do Kagoshimy, gdzie liczymy na lepszą pogodę. Wyprzedzam trochę nasze plany, gdyż piszę w trakcie podróży pociągiem, to wszystko dla Was drodzy czytelnicy abyście jak najszybciej mieli nasze relacje z każdego dnia. To tyle na teraz. O tym co jutro, będzie jutro :)
W Nara, jak wszędzie tutaj zachwyca nas organizacja, wszystko jest uporzadkowane, dokładnie opisane a na każdym kroku można spotkać osobę gotową do pomocy. Ze względu na dużą liczbę świątyń w tym miejscu działa lokalna komunikacja między atrakcyjnymi punktami miasta. Można kupić całodzienny bilet, który sam w sobie wygląda ładnie  (jest na zdjęciu w albumie) i przemieszczać się jak to lubi. Podzieliliśmy się na kilka mniejszych grup i każdy w swoim tempie, odkrywaliśmy uroki tego miejsca. Z częścią pozostałej grupy umówiliśmy na na 17-tą w Kobe, na dworcu, wracamy tam na steki, o których wczoraj pisałem. Jesteśmy w trakcie drogi, piszę w podróży, siedzimy w pociągu, jest prawie pusty przed chwilą przyszła Pani, inna pasażerka - Japonka i to co zrobiła z siedzeniem w wagonie spowodowalo nasze szczere zdziwienie. Okazało się, że w japońskich pociągach można dowolnie kształtować sobie przestrzeń do siedzenia. Samemu ustalić kierunek siedzeń do kierunku jazdy a także przebudować siedziska w sposób wygodny dla dwóch lub czterech osób. Mówiłem, że organizacja wszystkiego tutaj może zadziwić. Ciekawe co jeszcze nas zaskoczy.
Kiedy dotarliśmy do Kobe po chwili byliśmy w komplecie. Wszyscy, którzy mieli ochotę na "steki z Kobe" o 17-tej spotkali się w umówionym miejscu - pod ciastkarnią. Chwilę później byliśmy już w upatrzonej wcześniej restauracji. Steki spełniły nasze oczekiwania, były pyszne. Szkoda, że nie możecie skosztować ale chociaż są do zobaczenia w naszym albumie.
Czas w restauracji spędziliśmy wspaniale, jedynie za oknem widzieliśmy coraz bardziej wzmagający się deszcz i wiatr. Możecie o tym usłyszeć nawet w naszej TV, obok wybrzeża Japonii przechodzi tajfun a Kobe jest miastem leżącym najbliżej morza stąd najbardziej to odczuwalne. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz okazało się, że jest naprawdę niebezpiecznie. Kiedy widzi się latające w powietrzu neony i fragmenty reklam nie jest wesoło. Do dworca mieliśmy blisko ale i tak było to coś co zapewniło nam dawkę adrenaliny. Na dworcu pierwszą uwagę zwróciły nam wypełnione napisami w czerwonym kolorze ekrany. Okazało się, że z powodu tajfunu zdarzył się wypadek i nie kursują pociagi YR. Na szczęście transport i nie tyko są tu na bardzo wysokim poziomie i mogliśmy skorzystać z linii superexpresów Shinkansen - one jeździły, chociaż też miały opóźnienia. Mieliśmy szczęście z przesiadką w Osace dwoma Shinkansenami dojechaliśmy do Kyoto. Kobe leży niby tylko 60 kilometrów stąd jedank nie byłoby fajnie utknąć tam na dworcu.
Jesteśmy już w hotelu i wszystko u nas w porządku, wszyscy dotarli na miejsce. Jutro liczymy na lepszą pogodę, ponadto przed nami dzień w podróży. Do zobaczenia na blogu, w naszym albumie i u Jacka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz