sobota, 30 listopada 2013

DMZ - Demilitarized Zone


Dzisiejszy dzień w całości poświęcony jest jednemu tematowi. O 7:30 wyjeżdżamy kilkadziesiąt kilometrów na północ od Hue, w kierunku dawnej granicy między północnym a południowym Wietnamem. Będziemy zwiedzać strefę zdemilitaryzowaną, która nie tak dawno była świadkiem ciężkich potyczek w wojnie wietnamskiej. Do pierwszego punktu na trasie mamy ok. 90 km. Wyjechaliśmy z miasta, jak tak cały czas pada, nie ma się co dziwić podtopieniom. Wzdłuż drogi widok jest taki:


Jedziemy drogą nr 9 w kierunku granicy z Laosem. Naszym celem jest jedna z największych amerykańskich baz wojskowych na tym terenie. Słynna KEH SANH, w ktorej stacjonowała brygada powietrzno-desantowa. Po drodze mijamy wzgórza będące miejscami stacjonowania żołnierzy amerykańskich. Na zdjęciu jedno z nich, może to takie "Wzgórze złamanych serc":


Dalej przekraczamy rzekę Cau Ba Krong:



Jesteśmy w bazie. Możemy zobaczyć planszę z informacjami dotyczącymi pozycji wojsk amerykańskich oraz poznać historię słynnej "ścieżki Ho Chi Minha". Ścieżka ta, to cały ukryty w górach i dżungli system dróg z północy na południe Wietnamu omijających przez Laos i Kambodżę strefę zdemilitaryzowaną. Drogą tą transportowano broń, amunicję i pozostałe zaopatrzenie dla wojska północnego Wietnamu.
W bazie jako eksponaty, oglądamy sprzęt wojskowy:



Teraz jesteśmy w centrum strefy zdemilitaryzowanej (DMZ) na 17 stopniu szerokości geograficznej północnej - dawnej granicy między północnym a południowym Wietnamem. Historyczny most graniczny:



Blisko DMZ znajduje się kompleks podziemnych tuneli, właściwie całe podziemne miasto, które przez prawie sześć lat działań wojennych służyły nie tylko jako schronienie, były miejscem, gdzie jeśli można tak powiedzieć funkcjonowało normalne życie. System, który mieliśmy możliwość zobaczyć służył głównie ludności cywilnej. Druga w Wietnamie grupa tuneli, tym razem o znaczeniu wojskowym znajduje się w pobliżu Sajgonu. Tam jednak z braku czasu nie wybraliśmy się. Te dwa systemy tuneli często w opisach są łączone, różni jednak je opisane powyżej przeznaczenie. Odwiedzony dzisiaj przez nas składa się ze 114 tuneli, posiada 13 wyjść z czego 7 bezpośrednio nad morze. Najgłębsze poziomy znajdują się 23 metry pod ziemią. Warunki życia musiały tam być bardzo trudne - wysoka temperatura i wilgotność, brak powietrza mimo dodatkowych tuneli wentylacyjnych ponadto stan ciągłego zagrożenia. Dobrze, że teraz są już wyłącznie turystyczną atrakcją i pozwalają następnym pokoleniom utrzymywać się również z turystyki. Poniżej kilka zdjęć ze spaceru na i pod powierzchnią:

Jedno z wejść do tuneli:


Tunel wentylacyjny:


Już pod ziemią pomieszczenie zajmowane przez rodzinę:


Zbiornik z wodą pitną:


Jedno z wyjść nad morzem:


Już na powierzchni, co za widok: 


Na dzisiaj to wszystko. Mieliśmy jak każdy dzień - wypełniony wrażeniami w całości. Wyruszyliśmy o 7:30 rano, teraz jest 19:00, zbliżamy się do hotelu. Za chwilę czas na kolację a jutro rano wylatujemy jeszcze dalej na północ do Hanoi.
Zapraszam do czytania kolejnych relacji.

P.S. Już po kolacji. Zamawianie w kilka osób różnych dań z lokalnej kuchni, które stawiane są na środku stołu a sami sobie do małych miseczek nakładamy, próbując wszystkiego to rozkosz i rewelacja. Do tego rachunek łącznie z napojami nie przekracza 20 PLN na osobę.




piątek, 29 listopada 2013

Hue - cytadela i miasto

Hue, to Miasto w środkowej części Wietnamu, położone nad rzeką Perfumową, 11 km od jej ujścia do Morza Południowochińskiego. Od XVIII wieku było stolicą cesarstwa panującego w południowym Wietnamie i pozostało nią do 1945 roku, kiedy to rząd Ho Chi Minha przeniósł stolicę do Hanoi. W XVIII wiecznym Hue, wybudowano ogromną cytadelę, która była jednocześnie rezydencją Cesarza. Dzisiaj wybraliśmy się na zwiedzanie tego miejsca. Pogoda jak wczoraj pisałem, typowa dla tego regionu, nie zmieniła się. Wyposażeni w foliowe peleryny wyszliśmy na spacer. Poniżej kilka zdjęć z dzisiejszego dnia.
Odcinek murów cytadeli:


Jedna z zabytkowych bram:


Ostatni pobór do wojska w Wietnamie:


Fragment cesarskiego pałacu:


Cesarski tron:


Rzeka Perfumowa:


Most nad rzeką Perfumową:


U nas już popołudnie, odpoczniemy chwilkę w hotelu ( kiedyś trzeba pisać blog :) ) a wieczorem wyjdziemy na kolację połączoną ze spacerem po okolicy. 
Już po kolacji coś miłego dla podniebienia znowu odkryliśmy, dobrze, że życzliwa obsługa chętnie podpowie jak do niektórych dań się zabrać. Skąd na przykład wiedzieć, że podane do jedzenia białe papierki, nie są serwetkami tylko prawie przezroczystym papierem ryżowym w który należy zawinąć podane listki (trawy cytrynowej, mięty, sałaty i kiełki) ułożyć na nich kawałek mięsa i zrolować w kształt przypominający sajgonkę. Gotowe takie małe "rollo" moczymy w miseczce z sosem i... mniam.
Na dzisiaj tyle wiadomości jutro przed nami długi dzień. Pobudka o 6-tej i wyjeżdżamy na całodzienny objazd dalszej okolicy. Orientacyjnie przed nami około 200 km trasy a na niej kilka punktów do odwiedzenia. 


czwartek, 28 listopada 2013

Ho Chi Minh - Hue, kolejny lot, następne miasto na trasie.

Dzisiaj po śniadaniu wyszliśmy na krótki spacer po okolicy, nie mamy już dużo czasu, ponieważ o 13:50 wylatujemy do Hue - kolejnego miasta w naszej podróży.
Jesteśmy już w samolocie do Hue, niespodziewanie duży ruch na tej lokalnej trasie. Lot potrwa około godziny, do pokonania mamy mniej więcej 1000 km. Poniżej zdjęcie lotniska i naszego samolotu:



Jeszcze jeden przykład, jak Azja może zaskoczyć - rower na płycie lotniska w Sajgonie:


Jesteśmy w Hue, pogoda inna jak na razie, pada dość. Organizujemy transport do hotelu.
CDN...
Jesteśmy w hotelu, pada ale tym się nie przejmujemy. W środkowym Wietnamie, gdzie obecnie się znajdujemy trwa pora deszczowa. Jesteśmy tutaj trzy dni, na pewno załapiemy się na słońce. 
Na początek widok z okna-balkonu naszego pokoju w hotelu:


Trochę się ogarniemy i idziemy się rozglądać.
CDN...
Jesteśmy z powrotem w hotelu. Pogoda bez zmian, nadal pada i jest sporo chłodniej. W Singapurze i Ho Chi Minh, było około 30-32 stopnie C, tutaj mniej więcej 20. Pierwsze zakupy na ulicy to dodatkowe peleryny przeciwdeszczowe. Opatuleni w nie na pierwszy rzut oka jesteśmy podobni do Wietnamczyków - wtapiamy się w klimat jeszcze bardziej. 
W trakcie wieczornego spaceru, odwiedziliśmy dwa miejsca z jedzeniem. Dwa, nie dlatego, że coś nam nie pasowało, wszystko jest tutaj bardzo pyszne, chociaż nie zawsze wiemy co jemy :), byliśmy w dwóch chcąc próbować jak najwięcej smaków. W pierwszym, nazwijmy go "przekąskowym" barze zamówiliśmy sześć różnych dań. Każde składało się z małych porcyjek, w małych miseczkach po kilka sztuk i było inne. Dwa z nich dodatkowo zostały zawinięte w liście bananowca. Dzięki bardzo miłej i uprzejmej obsłudze na bieżąco dowiadywaliśmy się, co z czym i czym jeść. W drugim miejscu zjedliśmy zupę z kawałkami kury, świeżo przy nas podzielonej na porcje i ułożonej bezpośrednio w miseczkach. Stałym czytelnikom bloga, znającym nasze upodobania nie trzeba podpowiadać, że miejsca w których jadamy są szczególnie przeznaczone dla mieszkańców, nie dla zorganizowanych turystów, często zlokalizowane w czymś co przypomina nasze garaże lub warsztaty i  w bezpośrednim sąsiedztwie ulicy.
Na dzisiaj tyle wiadomości. Zaglądajcie na naszego bloga, również do wcześniejszych postów - pojawiają się, najczęściej fotograficzne uzupełnienia.
Obiecane uzupełnienie - jedna z naszych przekąsek:


Post dodatkowy - filmowy

Zdjęcia i filmy by Jacek Rudniewski.

Singapur - Marina Bay, Night Show:
http://www.youtube.com/watch?v=1FSM-FzShSM&feature=youtu.be

Sajgon by night:
http://www.youtube.com/watch?v=jVlOeqXH76Q&feature=youtu.be

środa, 27 listopada 2013

Ho Chi Minh - miasto


Dzisiaj w planie jazda i spacer po mieście. Pobudka była o 6 rano, śniadanie i wyjazd do najbardziej odległego od naszego hotelu punktu miasta. Mamy ustalony już środek transportu, który nas tam zawiezie. Z powrotem wracamy pieszo podziwiając miasto i jego atrakcje.
Zwiedziliśmy dzielnicę chińską z atrakcyjnymi świątyniami:


Dalej spacerujemy po ulicach zobaczcie sami, niezły tu sajgon :) czyli normalny ruch uliczny:


Spacerujemy dalej, przyglądamy się jak żyje miasto i jego mieszkańcy, jak wygląda ich dzień "codzienny" i zastanawiamy się międzyinnymi "gdzie Ci 
wszyscy ludzie jadą",  wydaje się jakby "w kółko" się poruszali niczym statyści do filmu. Jednak filmu dziś tu nie kręcą, tak wygląda normalny dzień w Ho Chi Minh (Sajgonie).
Po południu zwiedziliśmy Muzeum Pamięci Wojny Wietnamskiej. Myślę, że to jeden z wielu koniecznych do odwiedzenia punktów miasta. Moża domyśleć się, że Amerykanie nie są w nim przedstawieni w przyjacielski sbosób, jednak należy zaznaczyć, że cała  ekspozycja przedstawia ten smutny w historii Wietnamu okres w wyważony i spokojny sposób. Miejsce warte zobaczenia, polecam. Budynek z zewnątrz wygląda tak:

Na tym nie koniec atrakcji, chodzimy, podziwiamy dalej całe nasze obecne otoczenie i nie ukrywamy dosłownie co krok zaskoczenia. Na przykład taki parking skuterów, " nagroda dla tego kto odnajdzie swój" :) a właściciele jednak nie  mają z tym najmniejszych problemów.


Wieczorem pora na konkretne jedzonko, nasi podróżnicy też uczestniczą w kolacji:


Pózniej jeszcze mały spacerek ulicami, to nic, że od 6 rano jesteśmy na nogach, jeszcze chociaż godzinka przed snem aby chłonąć klimat miasta i wtapiać się w ten nieprzebrany tłum.
Na dobranoc dwa zdjęcia z wieczornego spaceru, raczej przymykania między ludźmi i tym wszystkim co jeździ:



wtorek, 26 listopada 2013

Ho Chi Minh City - Vietnam


Początek tego posta powstaje w czasie lotu Singapur - Ho Chi Minh. 
To nasz samolocik, krótko przed startem:


Dostaliśmy naprawdę pyszny obiadek, dobrą kawę a przed nami jeszcze około godziny lotu. Kiedy wylądujemy, musimy uzyskać wizy wjazdowe, promesy załatwiliśmy jeszcze w kraju. Poźniej ustalimy dogodny środek  transportu do hotelu. A tymczasem teraz w samolocie:


CDN...

Jesteśmy w Hi Chi Minh. Poprzednia nazwa miasta to Sajgon, ledwie dwie godziny tu jesteśmy i potwierdzamy, niezły tu sajgon :)
Tak wygladała nasza podróż taksówką z lotniska do hotelu. Miły ścisk :)


CDN..

Jesteśmy już w mieście, uliczka przy naszym hotelu:


Spożywamy lokalny produkt:


Jedzenie też jest a smaki pełna rewelacja. Bogactwo smaków, nie potrafię tego opisać w kilku słowach.


sobota, 23 listopada 2013

Podróż rozpoczęta


Jesteśmy na lotnisku w Gdańsku. Za chwilkę mamy lot do Frankfurtu. 
Terminal w Gdańsku:


Lot do Frankfurtu trwał 1,5 godziny. Lotnisko jest ogromne, nie mieliśmy jednak zupełnie czasu aby chociaż przyjrzeć się terminalom. Nasz A 380 do Singapuru już czekał, wiec prawie biegiem - do przejścia mieliśmy około 2 kilometrów, ruszyliśmy do naszej bramki. Teraz ( w Polsce jest 2:00 w nocy) mija nam piąta godzina lotu, przed nami jeszcze siedem. Podróżujemy bardzo komfortowo, samolot naprawdę jest duży, cichy i wygodny. Chociaż jesteśmy w klasie ekonomicznej jest bardzo dobrze. 
W Polsce już niedziela, 9 rano, u nas popołudnie, już 16-ta. Została godzina do lądowania w Singapurze. Jesteśmy po śniadaniu i kawie. 
Teraz piszę już ok 23 wieczorem czasu lokalnego. Wylądowaliśmy w Singapurze a za nami już pierwsze godziny atrakcji w tym mieście. Dla Ewy, przyjaciółki naszych znajomych, która mieszka tutaj przywieźliśmy trochę zakupów z Polski. Ewa cudownie się nami zajęła w pierwszych godzinach naszego pobytu tutaj. Ewo, dziękujemy :)
Dzięki uprzejmości Ewy mamy cudowne zdjęcia już z pierwszego dnia.
Poniżej Singapur w pierwszej odsłonie:




I my z naszą Dobrodziejką Ewą:


Drugi dzień w Singapurze mieliśmy cały wypełniony zwiedzaniem. Zaczęliśmy śniadaniem, w pobliżu hotelu mamy mnóstwo knajpek. Jedna z nich, gdzie jemy śniadania poniżej:


Poniżej zdjęcie z menu jednego z dań. Tym razem bez komentarza:


Później pojechaliśmy w pobliże Mariny, którą poprzedniego wieczoru podziwialiśmy nocą. Chcieliśmy zobaczyć między innymi lwa, który jest symbolem Singapuru. Lew wygląda tak:


Kolejną wartą uwagi atrakcją była kolejka linowa łącząca Singapur z wyspą Santosa słynącą z parków rozrywki i miejsc do wypoczynku nad wodą. Widoki  z kolejki były takie:


Po południu pojechaliśmy do hinduskiej dzielnicy Little India. Tam jakby inny świat:


Spróbowaliśmy lokalnej kuchni, zgodnie z  naszymi upodobaniami szukaliśmy lokalu nie nastawionego na turystów, takiego gdzie jadają lokalni mieszkańcy. Z doświadczenia wiemy już, że gwarantuje to oryginalną kuchnię, niekoniecznie najpiękniejsze otoczenie ale tym się nie przejmujemy. 
Teraz jesteśmy już na lotnisku w Singapurze. Za godzinę mamy lot do Ho Chi Minh. Liczę tam na łatwiejszy dostęp do internetu i obiecuję częstsze relacje.
Fragment jednego z trzech terminali lotniska w Singapurze wygląda tak:


Całe lotnisko jest ogromne i robi wielkie wrażenie.