sobota, 30 listopada 2019

Z Lone Pine do Las Vegas

Dzisiaj był bardzo długi dzień przeznaczony na przejazd z Lone Pine do Las Vegas. Trasa do zrobienia liczyła 230 mil i wiodła przez wczoraj zwiedzaną Death Valley. Musieliśmy przejechać cały park więc odwiedziliśmy również miejsca do których wczoraj nie dotarliśmy.
Dzień dość męczący, więc relacja będzie krótsza. Wybaczcie proszę:

Krótko przed wyjazdem, przed naszym hotelem:



Po drodze - Rainbow Kanion:


Gold Kanion i kolejne widoki wielkich przestrzeni i cudownych dróg:





I Badwater Basin, czyli miejsce poniżej poziomu morza położone w Deatch Valley:



Wieczorem dojechaliśmy do Las Vegas. Zameldowaliśmy się w hotelu, musieliśmy jeszcze oddać samochód. Wypożyczalnie położone blisko hotelu były czynne do wczesnych godzin po południowych dlatego od razu przy rezerwacji wybraliśmy punkt przy lotnisku. Było to dla nas wygodniejsze, jednak wiązało się z koniecznością dojechania tam i powrotu, już miejską komunikacją. Poradziliśmy sobie z tym również bez problemów. Wcześniej na telefony zostały pobrane odpowiednie aplikacje, kupiliśmy bilety na miejskie środki transportu.

Poniżej kilka zdjęć z ulic Las Vegas (wasz kierowca w akcji) i widoczek z okna naszego pokoju w hotelu:





Na dzisiaj to wszystko, od jutra będzie Las Vegas, Kanion Kolorado i inne cuda. Bądźcie z nami.
Zaglądajcie też to Jacka: TUTAJ gdzie z przyczyn technicznych jest chwilowa przerwa w nadawaniu ale niebawem wszystko będzie uzupełnione.








piątek, 29 listopada 2019

Death Valley National Park

Dzisiaj mieliśmy cudowny, spokojny wycieczkowy dzień. W Lone Pine mamy zaplanowane dwa noclegi, więc od rana było wygodniej ponieważ nie musieliśy pakować wszystkiego a jedynie z małymi plecakami po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę. Aż tak łatwo jednak nie było, najpierw musieliśmy odśnieżyć samochód ponieważ w nocy znowu trochę napadało. Ale to sama przyjemność w takich okolicznościach zrzucić z auta trochę śniegu.



Już się przyzwyczailiśmy, że w Kalifornii również jest śnieg. Zgodnie z tytułem posta dzisiejszy dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie Doliny Śmierci (Death Valley), miejsca znanego przede wszystkim w bardzo wysokich temperatur, dochodzących do 50 stopni C, jednak w porze letniej. My mieliśmy łagodne 13 stopni C, co z mocno przygrzewającym słońcem dawało przyjemną do zwiedzania temperaturę. Dodatkowym dla nas udogodnieniem było również to, że zima nie jest najbardziej popularną wśród turystów porą odwiedzania tego miejsca i nie było tłumów. Za to widoki mieliśmy fantastyczne. Zresztą zobaczcie sami:




A tu kolejna droga z moich marzeń. Legendarna, długa prosta aż po horyzont:




Kolejny wspaniały dzień za nami, zrobiliśmy około 160 mil, zupełnie nie wiem kiedy ;) pooglądaliśmy wspaniałe krajobrazy a po powrocie poszliśmy na kolację do tej samej co wczoraj restauracji. Menu jednak było inne, bardzo amerykańskie, jego szczegóły i inne obrazy oraz opowieści z dzisiaj zobaczycie i przeczytacie u Jacka. Zapraszam tutaj: Blog Jacka

P.S. Jutro ruszmy do Las Vegas. Bądźcie z nami.







czwartek, 28 listopada 2019

Z Tulare do Lone Pine

Pamiętacie jak wczoraj pisałem, że Kalifornia potrafi zaskoczyć, wiatrem deszczem i gradem? Nie wiedziałem jednak co dzisiaj nas spotka i dobrze, przynajmniej spałem spokojnie. Dzisiaj zaplanowaliśmy przejazd do drugiego naszego miejsca noclegowego na trasie czyli do Lone Pine w górach Sierra Nevada. 
Dla mnie drugi wspaniały dzień za kierownicą, do pokonania około 180 mil, co może być piękniejszego. Okazało się jednak, że dzień przyniesie nam bardzo dużo niespodzianek. Cały dzień spędziłem za kierownicą nie mam więc zdjęć dokumentujacych dzisiejsze atrakcje, Wszystko dokładnie opisane znajdziecie na pewno na Blogu Jacka - TUTAJ

Z mojej strony podzielę się z Wami takim przemyśleniem - nigdy nie spodziewałabym się, że mój debiut w zakładaniu łańcuchów na koła samochodu i jazdy w górach z łańcuchami na kołach po zaśnieżonych drogach będzie miał miejsce w "Słonecznej Kalifornii". A jednak tak było. Zajrzyjcie do Jacka, tam jest wszystko.

Uprzedzając szczęśliwe zakończenie dzisiejszej podróży wspomnę tylko o niezwykłej przyjemności, którą dziś mieliśmy. Akurat dzisiaj w USA jest Święto Dziękczynienia, tak bardzo celebrowane przez Amerykanów. Dla nas była to pierwsza okazja w tym uczestniczyć. Dodatkowo niesamowite było również to, że mogliśmy celebrować ten dzień na prawdziwej amerykańskiej prowincji. Lone Pine to miasteczko, które liczy 2.200 mieszkańców. Ma jednak motele, kilka restauracji i w jednej z nich zjedliśmy "typowy amerykański obiad" podawany tego dnia. Był wiec indyk z żurawiną, ziemniaki, dynia, fasolka. Zdjęć nie mam ale na pewno będą u Jacka. 

Na zakończenie dzisiejszej relacji, żeby nie było tylko słowa pisanego poniżej wstawiam zdjęcia zrobione przed naszym hotelem, który na pewno chcielibyśmy mieć ale u nas na święta Bożego Narodzenia oraz naszego  dzielnego Jeepa, który na letnich oponach ale za to z łańcuchami dał radę przez Sierra Nevada.




środa, 27 listopada 2019

Wyjeżdżamy z San Francisco

Dla mnie dzisiaj był wielki dzień. Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą jak bardzo lubię samochody i wszystko co z nimi związane. Uwielbiam oglądać auta, czytać o nich, rozmawiać, jeśli mam słuchaczy. W tym miejscu chcę koniecznie podziękować mojej Żonie Agusi, najwierniejszemu z wiernych słuchaczy moich opowiadań i pomysłów motoryzacyjnych. 
Jednym z moich marzeń od lat w tej materii była jazda samochodem w USA i dziś właśnie zaczęła się ta przygoda. 
Wyjechaliśmy z San Francisco zapakowani do naszego Jeepa Cherokee i wyruszyliśmy w kierunku Las Vegas, który jest naszym punktem docelowym. Nie od razu tam dojedziemy, w planach mamy dwa przystanki i zwiedzanie Parków Narodowych. 
Jacek we wstępnym poście opisał naszą planowaną trasę, możecie tam zajrzeć: Wstęp od Jacka i przypomnieć sobie jakie mamy plany.

Teraz po przejechaniu 240 mil jesteśmy w Tulare w stanie Kalifornia. Wszystko po drodze dobrze się na udało, wyjechaliśmy z San Francisco co było nie małym wyzwaniem ale udało się bez problemów   . 
Po drodze mieliśmy już pierwszego dnia wszystko - słońce Kalifornii a także jej deszcz, wiatr i nawet grad. Tego się nie spodziewaliśmy ale co tam, taki gratis dla nas :)
O moich wrażeniach ze spełniającego się marzenia nie jestem wstanie Wam jeszcze napisać ale jestem uradowany maksymalnie i chyba nadal w szoku - ja w amerykańskim samochodzie, na amerykańskiej ziemi, to dzieje się naprawdę? Niech mnie ktoś uszczypnie.

Poniżej kilka zdjeć z dzisiejszego dnia:






wtorek, 26 listopada 2019

San Francisco - Alcatraz

Ostani cały dzień pobytu w San Francisco mieliśmy przede wszystkim zarezerwowany na zwiedzanie  wyspy i więzienia Alcatraz. Bilety zostały kupione jeszcze w domu, wiec wystarczyło nam tylko dotrzeć punktualnie na porom i podziwiać legendę. Bo co by nie mówić, z książek i filmów chyba wszyscy znamy to miejsce.
Wiem, że jestem o jeden dzień opóźniony z pisaniem tego posta, wybaczcie, wczoraj nie dałem już rady. Jednak Jacek tutaj wszystko już na bieżąco opisał, wiec  zapraszam na : Blog Jacka

Od siebie dodam kilka zdjęć z wczorajszej wycieczki:




Na pozostałą część dnia mieliśmy kolejne ambitne plany jednak niesprzyjająca pogoda: zupełnie nie pasujące do Kalifornii (w naszych wyobrażeniach) zimno, deszcz i wiatr zmieniły nam plany. To jednak nic złego, odpocząć trochę inaczej, tzn. pochodzić po sklepach "też pięknie".

Na dzisiaj to wszystko, zapraszam już na kolejny wpis, który przedstawi Wam realizację mojego, może nie dziecięcego, ale na pewno od wielu lat wyczekiwanego zrealizowania wielkiego marzenia.


poniedziałek, 25 listopada 2019

San Francisco - dzień drugi

Dzisiaj przeznaczyliśmy trochę czasu na zakupy, szczegółami nie będę czytelników zanudzał. Nam się podobało :)
Około południa wybraliśmy się ponownie na nabrzeże do trochę innej części. Przede wszystkim przyciągała nas tam infrastruktura parkowo-wypoczynkowa, studia wytwórni Lucasfilm oraz Yoda Fountain, poświęcona jednemu z bohaterów sagi Gwiezdne Wojny.
Wielkim zaskoczeniem dla nas było, że zaledwie kilkanaście minut jazdy autobusem i znaleźliśmy się w zupełnie innej części miasta. Z dala od zgiełku centrum i dzielnic rozrywkowych czy handlowych. Zresztą zobaczcie sami, poniżej kilka zdjęć z dzisiaj:




Most też był, jednak z innej perspektywy:


Wspomniana wyżej Yoda Fountain:



Jeden z naszych środków transportu. Wszędzie można dojechać a bilet w aplikacji mobilnej to fanatyczne rozwiązanie:


Jacek napewno też będzie pisał, wiec proszę zaglądajcie i tutaj: Blog Jacka



niedziela, 24 listopada 2019

San Francisco - Golden Gate Bridge i inne atrakcje

Pierwszy cały dzień w San Francisco rozpoczęliśmy od zakupu biletu w aplikacji MUNI mobile umożliwiającej korzystanie z systemu komunikacji miejskiej. To bardzo wygodna forma zarówno zakupu jak i korzystania z samej usługi. Wybraliśmy bilet 3-dniowy, taki nam wystarczy i korzystamy bez ograniczeń ze wszystkich środków transportu:autobusy, tramwaje, trolejbusy w tym linie zabytkowego tramwaju linowego. Bilet wygląda tak:


W bardzo wygodny sposób, choć nie bez atrakcji dotarliśmy w pobliże słynnego mostu Golden Gate Bridge. Z bliska budowla ta postawiona w 1937 roku wyglada niesamowicie. Największym jednak wrażeniem jest chyba jednak świadomość, że jesteśmy w miejscu tak znanym z wielu zdjęć, filmów i opowieści. Cudownie tu być. Poniżej kilka zdjęć:





W drodze powrotnej korzystaliśmy z jednej z największych atrakcji San Francisco - tramwaju linowego. To zabytkowy i całkowicie turystyczny środek transportu, jednak daje ogromną frajdę z podróży. Zatrzymaliśmy się przy ulicy Lombard St., która jest kolejną wyjątkową atrakcją San Francisco. Oprócz tego, że charakteryzuje się znaczym nachyleniem i ostrym zjazdem w dół (jest jednokierunkowa) nie prowadzi prosto, tylko slalomem. Mnóstwo samochodów nią przejeżdża aby doświadczyć tej niesamowitej atrakcji. Współczuję mieszkańcom :)
Tak wygląda Lombard St. i tramwaj linowy, czyli San Francisco Cable Car:





Pamiętajcie, że takie rzeczy są również: U Jacka





sobota, 23 listopada 2019

San Francisco

Jesteśmy na miejscu. 24 godzinna podróż, którą Jacek na swoim blogu fantastycznie i jak zawsze z humorem opisał tutaj:  http://tojajacek.blogspot.com dobiegła końca.
Odprawa z urzędnikiem imigacyjnycm również była przyjemna i wcale długo nie czekaliśmy, może około 1,5 godziny. Bagaże też się znalazły, biedactwo leżały sobie porzucone na podłodze. W sumie dobrze, że ktoś się zlitował i zdjął je z taśmy bagażowej, ile można się tak w kółko kręcić.

Drogę z lotniska do hotelu mieliśmy rozpoznaną przed wylotem, wystarczyło jedynie znaleźć stację metra kupić bilet i już za chwilę byśmy w pociągu. Metro (przynajmniej ta linia) jest poprowadzona również na powierzchni mogliśmy więc podziwiać pierwsze widoki domów, ulic i samochodów w San Francisco.

Dla tych, którzy znają mnie bliżej nie jest tajemnicą jaką miałem minę, kiedy zobaczyłem pierwszy duży amerykański samochód, na prawdziwej amerykańskiej drodze z amerykańskimi oznaczeniami  autostrad na znakach. Zresztą przy drugim i kolejnych mina była taka sama. Zapowiadają się fantastyczne dwa tygodnie. Postaram się na bieżąco prowadzić relację i uzupełniać ją również zdjęciami. Pamiętajcie też o blogu Jacka, link jest powyżej.
Zdjęć na razie mam niewiele, na początek ulice San Francisco zaraz po wyjściu ze stacji metra i troszkę później na wieczornym spacerze:









czwartek, 21 listopada 2019

Dwa lata przerwy, a teraz from SF to SF

Uwaga, uwaga! Blog o podróżach znowu nadaje.

Drodzy czytelnicy, z założenia "Blog o podróżach" jest o naszych większych i mniejszych podróżach. Z uwagi na lenistwo autora, wiadomości z mniejszych podróży ograniczają się do relacji zdjęciowych. Jednak tym razem sprawa jest "poważniejsza" i trzeba relacjonować.

U nas już taka tradycja, że co dwa lata przygotowujemy dla siebie jakąś wyprawę. Właśnie minęło dwa lata od wyjazdu do Japonii, więc czas na nowe przygody.
Pomysł pojawił się latem tego roku. Zaczęło się jak zwykle od jednej błyskotliwej myśli - skoro mamy jeszcze dwa lata ważną wizę do USA a w listopadzie tego roku mija osiem lat od naszego wyjazdu do Nowego Jorku, to lećmy tam ponownie.
Żeby nie było tak samo, tym razem zdecydowaliśmy wybrać zachodnie wybrzeże USA.

W tym miejscu jest dobry moment na rozszyfrowanie tytułu posta. Skróty literowe tak cudownie się układają ale pełen tytuł powinien brzmieć tak: "From Stary Fordon to San Francisco".
A więc już wszystko jasne, 23 listopada 2019 roku lecimy do San Francisco. Zapowiada się kolejna fantastyczna przygoda. Już teraz zapraszam do zaglądania tutaj częściej, będzie się działo.

Oczywiście równolegle będzie powstawał Blog Jacka, gdzie są już pierwsze informacje i więcej szczegółów związanych z naszymi planami. Zaglądajcie więc na nasz "Blog o podróżach" oraz koniecznie również tutaj: http://tojajacek.blogspot.com