Jesteśmy na miejscu. 24 godzinna podróż, którą Jacek na swoim blogu fantastycznie i jak zawsze z humorem opisał tutaj: http://tojajacek.blogspot.com dobiegła końca.
Odprawa z urzędnikiem imigacyjnycm również była przyjemna i wcale długo nie czekaliśmy, może około 1,5 godziny. Bagaże też się znalazły, biedactwo leżały sobie porzucone na podłodze. W sumie dobrze, że ktoś się zlitował i zdjął je z taśmy bagażowej, ile można się tak w kółko kręcić.
Drogę z lotniska do hotelu mieliśmy rozpoznaną przed wylotem, wystarczyło jedynie znaleźć stację metra kupić bilet i już za chwilę byśmy w pociągu. Metro (przynajmniej ta linia) jest poprowadzona również na powierzchni mogliśmy więc podziwiać pierwsze widoki domów, ulic i samochodów w San Francisco.
Dla tych, którzy znają mnie bliżej nie jest tajemnicą jaką miałem minę, kiedy zobaczyłem pierwszy duży amerykański samochód, na prawdziwej amerykańskiej drodze z amerykańskimi oznaczeniami autostrad na znakach. Zresztą przy drugim i kolejnych mina była taka sama. Zapowiadają się fantastyczne dwa tygodnie. Postaram się na bieżąco prowadzić relację i uzupełniać ją również zdjęciami. Pamiętajcie też o blogu Jacka, link jest powyżej.
Zdjęć na razie mam niewiele, na początek ulice San Francisco zaraz po wyjściu ze stacji metra i troszkę później na wieczornym spacerze:
Zdjęć na razie mam niewiele, na początek ulice San Francisco zaraz po wyjściu ze stacji metra i troszkę później na wieczornym spacerze:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz