niedziela, 24 czerwca 2012

Bułgaria 2012, dzień 5

24.06.2012.

Nessebar.
Dziś dzień wycieczkowy, plaża też była ale późnym popołudniem i o tym też trochę później. Po małym domowym śniadaniu, stosownie ubrani jak na zwiedzanie (dłuższe spodnie, koszule, coś na głowy - nadal słońce w pełni i 30 stopni na dworze) poszliśmy na przystanek autobusowy. Jest tutaj kilka linii komunikacji miejsko-podmiejskiej, bilety nie są drogie 1 lv. - bez względu na długość przejazdu. Trasy przebiegają przez cały kurort Słoneczny Brzeg a także docierają do sąsiednich miast i miejscowości, jak Varna, Obzor, St. Vlas i Nessebar. Ta ostatnia była dziś naszym celem. Starówkę Nessebaru ze stałym lądem łączy droga poprowadzona groblą. Bardzo urokliwe to wygląda. Po powrocie obiecuję zdjęcia, na razie proszę wierzyć na słowo. Miasteczko jest niewielkie, około godziny zajmuje spacer do okoła ale warto równiez wejść  "do środka", pokręcić się po bardzo wąskich, brukowanych uliczkach wypełnionych sklepikami, kawiarenkami i stoiskami ze wszystkimi lokalnymi i nie tylko gadżetami. Jeżeli można tak powiedzieć, na zewnętrznym okręgu miasteczka jest mnóstwo restauracji i małych knajpek serwujacych lokalne jedzenie w tym coś atrakcyjnego dla amatorów - świeże owoce morza i ryby. Niesamowity urok tych restauracyjek tworzą widoki na pełne morze lub z drugiej strony miasteczka, na zatokę Sloneczengo Brzegu. Skorzystaliśmy z tej okazji robiąc przerwę na małe co nieco w jednym z takich lokali. Miły to, odpocząć przy dobrym jedzeniu jednocześnie cieszyć się obrazem morza i powiewami wiatru. Spędziliśmy tam trochę czasu, cieszymy się każdą chwilą kiedy nic nie trzeba i nie ma pośpiechu. W drodze powrotnej zaglądaliśmy w kolejne zakamarki tego urokliwego zakątka. Jazda autobusem do naszego hotelu nie trwała długo, około 45 minut. Chociaż było już popołudnie zdecydowaliśmy pójść jeszcze na plażę. Było śmiesznie ponieważ pogoda zaczęła się zmieniać, jakby na burzę, wiatr stawał się coraz silniejszy. Nie można było myśleć o rozłożeniu parasola, chciał nam odfrunąć. Zdecydowaliśmy się jedynie na ręczniki, jednak plażownie stawało pod coraz większym znakiem zapytania. Tylko Kasia - najwytrwalsza wyciągnęła książkę, jednak po kilku minutach wiatr i będący wszędzie piasek pokonał nas. Cieżko wysiedzieć kiedy z każdej strony atakuje wietrzno-piaskownicy peeling. Daliśmy za wygraną. Na szczęście tutaj lukę po jednej atrakcji natychmiast wypełnia druga. Spędziliśmy kolejne miłe i smaczne chwile w jednej z wielu tutejszych restauracyjek. Nie była to już jednak mała przekąska, jak w Nessebarze ale konkretne, porządne  "żarełko" po którym dosłownie wytoczyliśmy się na plażę, tym razem już nie rozpaloną słońcem a wypełnioną przyjemnym wieczornym wiatrem. Śmieszne i zastanawiające dla nas było, czy ktoś z restauracji nas widzi. Nie odeszliśmy bowiem zbyt daleko i legnęlismy jak przedszkolaki po obiadku z tym, że na piasku. Na dalszą drogę chwilowo nie było siły. Moglibyśmy być dobrą reklamą tej restauracji - "u nas zjesz tak dobrze, że nie będziesz chciał daleko" :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz